środa, 31 lipca 2013

"Miłość staropolska" podpatrzona przez uchylone drzwi do sypialni królów oraz skromnych, wiejskich zagród...

Tytuł: "Miłość staropolska"
Pierwsze wydanie: 2007
Stron: 273
Autor: Agnieszka Lisak - jeżeli chcesz dowiedzieć się o niej czegoś więcej, kliknij TUTAJ.

Treść: W staropolskiej alkowie działo się naprawdę wiele. Nasi pradziadowie podlegali tym samym słabościom i pragnieniom, co my: potrzebie miłości, bliskości drugiego człowieka, pożądaniu. Pod aksamitnym kubrakiem zdobionym drogimi kamieniami, pod pancerzem zbroi dokładnie tak samo biło i pękało z miłości serce jak pod współczesnym garniturem. W książce spotkają czytelnicy zwykłych ludzi z ich namiętnościami - w sypialni, w nocnej koszuli, w plątaninie wątpliwości. W czasach staropolskich podobnie jak i dziś, każda dziewczyna marzyła o wielkiej, dozgonnej miłości. Śpiewano o niej piosenki, zaczytywano się w romansach, korzystano z porad wróżek. Niestety nie każdej pannie dane było wyjść za mąż z miłości. O zamęściu bowiem decydowała zwykle wola rodziców, którzy z racji wieku i doświadczenia uważali, że lepiej wybiorą kandydata do ręki córki.

Według Esy: Książkami autorstwa Agnieszki Lisak zainteresowałam się już jakiś czas temu dzięki  pozytywnym recenzjom, na które trafiałam buszując po internecie. Kiedy w końcu "Miłość staropolska" wpadła w moje ręce, nie mogłam doczekać się, aż znajdę czas, aby ją przeczytać, tym samym pogłębiając moją wiedzę historyczną o pomijane w podręcznikach, a przecież niejednokrotnie wprawiające w autentyczne zdumienie fakty zza drzwi zarówno królewskich sypialni, jak i wiejskich gospodarstw... Jeżeli z przeróżnych względów nie przepadacie za historią (zraził Was do niej szkolny nauczyciel lub nie "kręcą" Was "suche" daty i wydarzenia), to myślę, że książka Agnieszki Lisak będzie wręcz DOSKONAŁYM  sposobem na przekonanie się co do tego, że odległe czasy nie muszą być nudne, pozbawione "ikry"... :)

Agnieszka Lisak (źródło: Wikipedia)
Na kartach "Miłości staropolskiej" mamy do czynienia z historią podaną w przystępny, ciekawy i... pikantny sposób, co sprawia, że nie mogłam oderwać się od czytania! Autorka za cel postawiła sobie pokazanie współczesnemu, często przyzwyczajonemu do zupełnie innego typu literatury czytelnikowi, że nasze prababki żyjące wieki temu, tak naprawdę były do nas bardzo podobne - również chciały odnaleźć swoją drugą połówkę, przeżywały zawody miłosne, miały problemy ze znalezieniem wspólnego języka z rodzicami... Świat miłosnych perypetii w jakim żyli nasi przodkowie na kartach książki przypomina barwą, przyciągającą wzrok karuzelę, a może nawet popularne portale plotkarskie, próbujące odkryć każdy szczegół życia prywatnego zaglądając przez dziurkę od klucza do pałacowych komnat, lub zza płotu, do wiejskiej zagrody... Po lekturze "Miłości staropolskiej" dowiedziałam się nie tylko dlaczego tak ważne było wydanie panny za mąż zwracając uwagę na majątek wybranka, ale także jakie niebezpieczeństwa czekały starą pannę oraz jak dbano o urodę... :) Poznałam losy nieszczęśliwych żon Zygmunta Augusta oraz odkryłam sekret powodzenia, jakim pośród młodych panien cieszył się król czy też Pan z pobliskiego dworku :) Dodatkowo utwierdziłam się w przekonaniu, że życie w dawnej Polsce pod względem barwności nie ustępowało temu, jakie odnajdziemy na kartach powieści np. Philippy Gregory, ponieważ nie jeden Henryk czaił się pomiędzy wiejskimi chałupkami... :) Jedyny minus, jakiego się dopatrzyłam, to częste powoływanie się na te same cytaty ze źródeł, jednak mimo wszystko książkę polecam zarówno tym, którzy mają ochotę spojrzeć na historię z troszkę innej perspektywy, jak i tym, którzy zazwyczaj podobnych publikacji unikają... :) Pozostaje mi jeszcze dodać, że jeżeli nie "kręci" Was dawne życie na ziemiach Polski, możecie zainteresować się innymi książkami Angieszki Lisak: "Miłość, kobieta i małżeństwo w XIX wieku" oraz "Życie towarzyskie w XIX wieku" :)

Na mapie świata stawiam kolejną czerwoną kropkę :) Jeżeli macie ochotę przyłączyć się do zaproponowanej przeze mnie literackiej podróży, to jest mi bardzo miło :) Proszę jedynie o wspomnienie o tym, że to ja coś takiego wymyśliłam :) Chętnie będę śledzić Waszą podróż :) Więcej o projekcie, możecie przeczytać TUTAJ :)



poniedziałek, 29 lipca 2013

"Italczyk albo Konfesjonał Czarnych Pokutników" czyli romans "must have" dam przełomu XVIII/XIX w. !!!

Tytuł polski: "Italczyk albo Konfesjonał Czarnych Pokutników"
Tytuł oryginalny: "The Italian or the Confessional of the Black Penitents"
Pierwsze wydanie: 1796
Pierwsze wydanie polskie: 1977
Stron: 514
Autor: Ann Radcliffe - jeżeli chcesz dowiedzieć się o niej czegoś więcej, kliknij TUTAJ.

Treść: Barwna, pełna niespodzianek historia pozwala na doznanie przyjenego dreszczyku nawet najbardziej oczytanemu w powieściach grozy czytelnikowi. Miłość i rozłąka, melancholia i lęk, piękno i ciemne siły zła - oto żywioły poddawanego wielu przeciwnością losu romansu zagadkowego pochodzenia Elleny di Rosalba z Vincentio di Vivaldi - synem wpływowego markiza. Wojaże w zamkniętych karocach pod strażą zbirów, podziemne labirynty i tajemne przejścia - oto jaką scenerię proponuje autorka. Do kogo należy głos rozlegający się w sali inkwizycji? Kto skrada się do sypialni Elleny - duch czy morderca?

Według Esy: Muszę przyznać, że "Italczyk...", czyli kolejna po "Tajemnicach zamku Udolpho" powieść gotycka/grozy autorstwa Ann Radcliffe, którą miałam przyjemność przeczytać w ostatnim czasie, zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie już od pierwszych stron przede wszystkim tym, że... cały czas coś się działo! W książce, w przeciwieństwie do poprzednio recenzowanej na moim blogu powieści gotyckiej nie znajdziemy poezji, która przynajmniej w moim przypadku utrudniała czytanie i wywoływała ciągłe skojarzenia z analizą i interpretacją wierszy w liceum... :) Od samego początku mojej przygody w świecie opuszczonych zamczysk i naszpikowanych zbójeckimi bandami lasów, moją uwagę przyciągnął tajemniczy mnich, który po zmroku pojawiał się w okolicy i zatrzymywał Vivaldiego, przekazując mu niepokojące wieści dotyczące wybranki serca młodzieńca, po czym w tajemniczych okolicznościach znikał... Nie będę zdradzała szczegółów, jednak muszę przyznać, że intryga wymyślona przez autorkę z powodzeniem mogłaby pobić na głowę całą masę kryminałów, a nawet.... uwaga, uwaga... ... ..."Modę na sukces"!!! :)
przykład tortury stosowanej przez inkwizycję 
"Italczyka..." z pewnością można zaliczyć do prawdziwych romansów-hiciorów przełomu XVIII/XIX wieku, w których zaczytywały się panienki z dobrych domów, a o przygodach opisanych na kartach książki marzyły przed zaśnięciem.
Muszę zaznaczyć, że współczesnego czytelnika może razić "wybujały" styl autorki, jednak osobiście wolę naprawdę dopracowany, wzniosły język, który intryguje czytelników od ponad dwóch wieków, niż "pozbyty" styl niektórych ze współczesnych publikacji, o których zapominamy chwilkę po przeczytaniu... Historia Elleny i Vivaldiego pozwala również, jeżeli do tej pory nie miało się okazji, zaznajomić się z metodami pracy inkwizycji, co samo w sobie jest przecież interesujące i z pewnością w najbliższym czasie chętnie przeczytam publikację, dotyczącą tegoż tematu :) Jeżeli macie ochotę na coś więcej niż kolejny współczesny, szablonowy romans, lub chcecie poczuć się tak, jak kobiety (lub mężczyźni^^) kilkaset lat temu - polecam! :)

Na mapie świata stawiam kolejną czerwoną kropkę :) Jeżeli macie ochotę przyłączyć się do zaproponowanej przeze mnie literackiej podróży, to jest mi bardzo miło :) Proszę jedynie o wspomnienie o tym, że to ja coś takiego wymyśliłam :) Chętnie będę śledzić Waszą podróż :) Więcej o projekcie, możecie przeczytać TUTAJ :)


Książkę przeczytałam w ramach wyzwania "Czytam książki wydane przed 1990 rokiem" :)

piątek, 26 lipca 2013

Książka na weekend - #2

Zapraszam do obejrzenia drugiego odcinka mojego cyklu "Książka na weekend" :)
Tym razem mówię o "Miłości staropolskiej" Agnieszki Lisak, czyli pozycji, która umożliwia poznanie życia naszych przodków od zupełnie innej strony niż krwawe, zbrojne potyczki :) Jeżeli nie przepadasz za historią, warto zwrócić uwagę na książkę, o której mówię w filmiku, ponieważ być może przekonasz się, że wieki przeszłe to nie tylko daty i nazwiska, ale przede wszystkim losy ludzi ulegających takim samym namiętnościom, z jakimi musimy mierzyć się obecnie :)

czwartek, 25 lipca 2013

TAG - "Książki mojego dzieciństwa"

Tym razem zapraszam Was w podróż do czasów dzieciństwa... :) Mam nadzieję, że wspominanie tych magicznych lat sprawi Wam przyjemność i być może zechcecie odpowiedzieć na mój TAG na swoich blogach bądź kanałach YouTube :) Zapraszam do oglądania^^

 

 PYTANIA: 
1. Książka, którą czytano Ci przed snem?
2. Książka, na którą nie mogłeś/aś się "napatrzeć"?
3. Książka, po przeczytaniu której się bałeś/aś?
4. Ulubiona baśń?
5. Książka, która kojarzy Ci się ze wczesnoszkolnymi latami?
6. Gdyby była taka możliwość, to do świata z której książki chciałbyś/abyś trafić?
7. Książka, którą zawsze chciałeś/aś przeczytać, ale nigdy Ci się to nie udało?
8. Książka, której nigdy nie miałeś/aś dość?
9. Najgrubsza książka, jaką udało Ci się przeczytać?
10. Oprócz książek czytałe/am...

Dzieciństwo w tym tagu rozumiem jako okres do ukończenia SP, czyli do osiągnięcia wieku 11-12 lat :)

wtorek, 23 lipca 2013

"Co gryzie Gilberta Grape'a" - chłopca nie wpisującego się w American Dream...

Tytuł polski: "Co gryzie Gilberta Grape'a"
Tytuł oryginalny: "What's eating Gilbert Grape"
Pierwsze wydanie: 1991
Pierwsze wydanie polskie: 1997
Stron: 350
Autor: Peter Hedges - jeżeli chcesz dowiedzieć się o nim czegoś więcej, kliknij TUTAJ.

Treść: Niemal wszystko gryzie Gilberta Grape'a, dwudziestoczteroletniego pomocnika w sklepie spożywczym, który marzy o wyjeździe z miasteczka Endora w stanie Iowa. Jego ogromnych rozmiarów matka - niegdyś najpiękniejsza dziewczyna w mieście - je bez przerwy od śmierci męża, a podłoga pod jej fotelem grozi zarwaniem. Starsza siostra Gilberta wciąż opłakuje śmierć Elvisa Presleya, a młodsza myśli tylko o makijażu, chłopcach i Jezusie - w tej właśnie kolejności. Największym wydarzeniem na horyzoncie są osiemnaste urodziny upośledzonego brata, Arniego. A jednak w życiu Gilberta coś się zmienia, gdy zjawia się w Endorze pewna niezwykła dziewczyna...

Według Esy: Wiele lat temu oglądnęłam film i to właśnie ten fakt sprawił, że zainteresowałam się książką. Pomyślałam, że skoro Gilbert, który nierozerwalnie kojarzy mi się z Johnnym Deppem (<3), wzbudził moją niesłabnącą przez lata sympatię na ekranie telewizora, to książka powinna być jeszcze lepsza, a tymczasem nie jestem tego pewna... Odnoszę wrażenie, że zarówno ekranizacja, jak i powieść są na podobnym poziomie. Kiedy po przeczytaniu książki ponownie sięgnęłam po film, zastanowiło mnie jedno - kim jest scenarzysta, który w tak trafny sposób oddał klimat sennego miasteczka w stanie Iowa i zachował tak wiele szczegółów z książki, podczas gdy zazwyczaj ekranizacje bywają o wiele bardziej okrojone (co nie jest regułą :). Wszystko wyjaśniło się, gdy dowiedziałam się, że autorem scenariusza jest sam Peter Hedges, czyli autor powieści! :)

Jeżeli macie ochotę poznać historię Gilberta i jego rodziny spisaną na kartach książki, lepiej zarezerwujcie sobie troszkę więcej czasu... Nie dlatego, że powieść jest długa, ale ze względu na fakt, że należy do tego typu książek, których po prostu nie da się przeczytać w biegu :) Aby w pełni odkryć magię płynącą z powieści, trzeba wygodnie usiąść w cichym, spokojnym miejscu i... czytać :)
Zazwyczaj mam do czynienia z pozycjami napisanymi bogatym, rozbudowanym językiem, więc "Co gryzie Gilberta Grape'a" było dla mnie bardzo miłą odmianą :) Prosty język przybliża nas do społeczności miasteczka Endora, która siłą rzeczy staje nam się bliska i pomimo dziwactw, jakim ulegają jej mieszkańcy... sympatyczna :) Podczas czytania ulegałam najróżniejszym emocjom - znudzeniu (bo momentami akcja w książce toczy się powoli, ale ma to swój urok), radości (bo niekiedy amerykańskie absurdy zmuszają do uśmiechu), smutkowi (bo co tu dużo mówić, książka wzrusza...) czy nawet złości (mogłam dokładnie zrozumieć stosunek Gilberta do upośledzonego brata, ponieważ Arnie na kartach powieści bywa denerwujący, choć jednocześnie udało mu się wzbudzić moją sympatię).
Historia rodziny Grape'ów nie jest niezwykła, ponieważ ludzi podobnych do tych stworzonych przez Petera Hedgesa znajdziemy wszędzie, a problemy, które przygniatają ich swoim ciężarem są bardzo podobne do tych, przed którymi stanęliśmy lub dopiero staniemy idąc drogą naszego życia - jak poradzić sobie ze śmiercią bliskiej osoby, czy wyjechać z rodzinnego domu i poszukać szczęścia gdzie indziej? Te i wiele innych pytań nasuwają się podczas lektury książki i sprawiają, że wrażenie, jakie wywże na nas powieść, pozostaje z nami na długo.
"Co gryzie Gilberta Grape'a" nie jest może książką wybitną, ale na pewno godną uwagi, ponieważ nieokreślonym CZYMŚ wyróżnia się spośród całej masy do niej podobnych...
Polecam!

"Pisarstwo Hedgesa ma w sobie szczerość, która od razu wzbudza sympatię czytelnika. Rezultatem jest powieść na przemian smutna, śmieszna i ponura, powieść, która posługując się przykładem tej jednej nieszczęśliwej rodziny, kreśli obraz życia w małym miasteczku znany między innymi z książek Sherwooda Andrsona. Jest to jednocześnie historia dorastającego chłopaka i elegia do wszystkich tych outsiderów i nieprzystosowanych, którzy nie mieszczą się w granicach American Dream."
                                                                 "The New York Times"

Na mapie świata stawiam kolejną czerwoną kropkę :) Jeżeli macie ochotę przyłączyć się do zaproponowanej przeze mnie literackiej podróży, to jest mi bardzo miło :) Proszę jedynie o wspomnienie o tym, że to ja coś takiego wymyśliłam :) Chętnie będę śledzić Waszą podróż :) Więcej o projekcie, możecie przeczytać TUTAJ :)

piątek, 19 lipca 2013

Książka na weekend - #1

Zapraszam Was na pierwszy odcinek mojego nowego cyklu "Książka na weekend", w którym będę dzieliła się z Wami moimi czytelniczymi planami na nadchodzące dni :) Mam nadzieję, że jak na pierwszy raz nie wyszło tak najgorzej i z biegiem czasu będzie tylko lepiej^^

 
Książki, o których mówię:
* "Co gryzie Gilberta Grape'a" - Peter Hadges
* "Italczyk albo konfesjonał czarnych pokutników" - Ann Radcliffe

A jak wyglądają Wasze plany na rozpoczynający się weekend? :)

czwartek, 18 lipca 2013

"Tajemnice zamku Udolpho" czyli o tym, co straszyło bohaterki powieści Jane Austen :)

Tytuł polski: "Tajemnice zamku Udolpho"
Tytuł oryginalny: "The Mysteries of Udolpho"
Pierwsze wydanie: 1794
Pierwsze wydanie polskie: 1977 
Stron: TOM I - 371, TOM II - 348
Autor: Ann Radcliffe - jeżeli chcesz dowiedzieć się o niej czegoś więcej, kliknij TUTAJ.

Treść: Na uroczych brzegach Garonny, w prowincji Gaskonii (Francja), stała w roku 1584 posiadłość pana St. Aubert, w której wiódł on spokojne życie u boku ukochanej żony oraz wrażliwej na piękno świata córki Emilii. Wkrótce sielankę zakłóca śmierć pani St. Aubert oraz kłopoty zdrowotne ojca dziewczyny, będące bezpośrednią przyczyną wyruszenia w podróż po Italii, która na zawsze odmieni losy Emilii... Panna St. Aubert nie tylko pozna prawdziwe znaczenie słowa "miłość", ale także przeżyje mrożące krew w żyłach chwile w starym, nawiedzonym zamczysku oraz odkryje, dlaczego ojciec wraz z najcenniejszymi rzeczami trzyma miniaturę kobiety, do której Emilia wydaje się być wyjątkowo podobna...

Według Esy: Na samym początku muszę zaznaczyć, że "Tajemnice..." należą do tego rodzaju książek, które z całą pewnością nie spodobają się wszystkim. Po pierwsze - powieść "przetykana" jest fragmentami poezji. Muszę przyznać, że zdecydowanie wolę czytać prozę (może dlatego, że poezja wciąż kojarzy mi się z interpretacjami "pod klucz" z czasów liceum?), dlatego rozpoczynając moją przygodę u boku Emilii obawiałam się, że poezja może skutecznie mnie "odstraszyć", jednak na szczęście tak się nie stało. Fragmenty liryczne nie zawsze są powiązane bezpośrednio z akcją powieści, dlatego w ostateczności możemy spokojnie je opuszczać, choć osobiście nie musiałam tego robić, więc chyba "nie taki diabeł straszny, jak go malują" :) Po drugie - przez pierwsze 250 stron czytelnik jest "raczony" opisami przyrody. Przyznaję - gdyby nie fakt, że otoczenie, w którym czytałam "Tajemnice" było bardzo podobne do tego opisywanego w powieści i że z racji leniwej niedzieli i tak nie miałam nic ciekawszego w planach, pewnie oddałabym książkę do biblioteki bez zapoznania się z jej treścią, choć jedno muszę przyznać - krajobrazy opisywane są pięknym, zapadającym w pamięć językiem, którego próżno szukać w wielu współczesnych utworach i naprwadę potrafiły przenieść mnie do słonecznej Italii! Po trzecie - książka wymaga poświęcenia jej naprawdę sporej uwagi, ponieważ autorka "buduje" niezwykle skomplikowaną, ale zarazem przemyślaną historię, której rozwiązanie zaskoczyło mnie bardziej niż niejeden kryminał :)
Ann Radcliffe (źródło: Wikipedia)
O Ann Radcliffe i jej powieściach dowiedziałam się podczas lektury "Opactwa Northanger" Jane Austen, w którym to utworze młode dziewczęta dawały się porwać magii "Tajemnic zamku Udolpho", które w silny sposób oddziaływało na ich wyobraźnię powodując, że każde opactwo czy opuszczone domostwo automatycznie było nawiedzone i pełne niewyjaśnionych tajemnic...
Czy powieści Ann Radcliffe straszą i teraz? Skłamałabym, gdybym odpowiedziała, że nie... :) Jestem pewna, że gdyby kiedyś powstała ekranizacja "Tajemnic...", na pewno nie odważyłabym się oglądnąć jej kiedy byłabym sama w ciemnych domu :) Za żadne skarby! ^^
Powieści nie da się przeczytać szybko i właśnie to jest jednym z jej atutów, ponieważ mamy szansę "przywiącać" się do bohaterów, którzy tak szybko nie ulecą z naszej pamięci :)
Czy książka nam się spodoba, zależy chyba jedynie od indywidualnych upodobań literackich :) Z mojej strony polecam ją zarówno miłośnikom zagadkowych historii z dreszczykiem, jak i wzruszających opowieści o miłości ;)

Na mapie świata stawiam kolejną czerwoną kropkę :) Jeżeli macie ochotę przyłączyć się do zaproponowanej przeze mnie literackiej podróży, to jest mi bardzo miło :) Proszę jedynie o wspomnienie o tym, że to ja coś takiego wymyśliłam :) Chętnie będę śledzić Waszą podróż :) Więcej o projekcie, możecie przeczytać TUTAJ :)



"-To tylko wiatr... to wiatr porusza całun, panienko. Nie zamknęłyśmy drzwi, o, proszę, jak się chwieje płomień lampy... To tylko wiatr...
Ledwie wymówiła te słowa, całun zaczął się poruszać silniej niż przedtem. Emilia, nieco zawstydzona swym strachem, podeszła znów do łóżka, pragnąc się przekonać, czy to tylko wiatr był powodem jej niepokoju. Aliści kiedy zajrzała między zasłony, całun poruszył się znowu i nagle pojawiła się na nim twarz ludzka."

Książkę przeczytałam w ramach wyzwania "Czytam książki wydane przed 1990 rokiem" :)

wtorek, 16 lipca 2013

Z zakładką raźniej i... przyjemniej :)


Wychodzę z założenia, że ciekawa zakładka może umilać czytanie i sprawić, że nawet historia opisana w najnudniejszy z możliwych sposobów , staje się chociaż odrobinkę znośniejsza :)
W dzisiejszym poście przedstawiam Wam zestaw zakładek, które dopingowały mnie do czytania przez cały ubiegły rok akademicki, a teraz towarzyszą mi w słoneczne, letnie dni :)

Kiedy tak patrzę na moje zakładki zebrane w jednym miejscu, dochodzę do wniosku, że "mówią" całkiem sporo o tym, co lubię... xD


Spinacz w nowym wydaniu :) Wspominałam już, że mam słabość do neonów? :)

Pomysł podpatrzony i jak widać, wprowadzony w życie :)

Nie wiem jak Wy, ale ja bardzo lubię oglądać filmy animowane :)

Towarzyszy mi przy czytaniu książek "z dreszczykiem" :) 

Kupiona podczas wakacji w Londynie jakiś czas temu. Przywołuje miłe wspomnienia :) 

Johnny Depp, Colin Firth i Ian Somerhalder - i jak tu przestać czytać mając takie towarzystwo! :D <3


Jestem bardzo ciekawa, czy macie swoje ulubione zakładki, czy może zaznaczacie miejsce, w którym skończyliście czytać tym, co wpadnie Wam w ręce? :)

czwartek, 11 lipca 2013

"Karaluchy" czyli Harry Hole w Bangkoku !

Tytuł polski: "Karaluchy"
Tytuł oryginalny: "Kakerlakkene"
Pierwsze wydanie: 1998
Pierwsze wydanie polskie: 2011
Stron: 320
Autor: Jo Nesbo - jeżeli chcesz dowiedzieć się o nim czegoś więcej, kliknij TUTAJ.

Treść: W domu publicznym w stolicy Tajlandii znaleziono ciało zamordowanego norweskiego ambasadora. W Oslo pospiesznie tworzony jest plan uniknięcia skandalu. Policjant Harry Hole wsiada do samolotu skacowany, z zastrzykami witaminy B12 w walizce i wkrótce zaczyna krążyć po zaułkach Bangkoku - wśród świątyń, palarni opium, dziecięcych prostytutek i barów go-go. Odkrywa, że w tej sprawie chodzi o coś więcej niż o morderstwo: za ścianami pełza coś, co nie znosi światła dziennego...

Według Esy: Myślę, że nie przesadzę, jeżeli stwierdzę, że każdy obecny w literaturze utalentowany detektyw  jest od czegoś uzależniony... Sherlock Holmes miał słabość do tytoniu, kokainy oraz morfiny, komisarz Maigret do dobrych trunków, a Marlowe nie potrafił przejść obojętnie obok butelki whisky czy brendy... Jo Nesbo bierze przykład z autorów najsłynniejszych kryminałów i "wyposaża" komisarza Harry'ego Hole'a w słabość do alkoholu, która jednak nie będzie w stanie przeszkodzić mu w rozwikłaniu kolejnego zagadkowego morderstwa... Kolejnego, ponieważ "Karaluchy" to druga z cyklu powieści kryminalnych norweskiego pisarza pozycja, w której towarzyszymy Harry'emu - tym razem w żyjącym własnym rytmem i pełnym "moteli" Bangkoku.
Czy w dobie tak dużej popularności skandynawskich autorów warto zwrócić uwagę akurat na twórczość Jo Nesbo? Moim skromnym zdaniem - WARTO, ponieważ mamy do czynienia z czymś więcej niż standardowym skupianiem całej akcji na pracy śledczych. W "Karaluchach" intryga zatacza szerokie kręgi, wnika w najróżniejsze środowiska oraz porusza problem pedofilii, z jakim zmaga się Tajlandia. Tak naprawdę jednak właściwie do samego końca powieści nie wiemy, czy akurat te informacje mają jakiekolwiek znaczenie w zagadce, przed jaką postawiony został Harry.

Jo Nesbo (źródło: Wikipedia)  
"Karaluchy" wciągnęły mnie już od pierwszych stron. Autor opisał Bangkok z charakterystyczną dla skandynawskich kryminałów powściągliwością, która w zaskakująco dobry sposób wpisała się w klimat przesiąkniętego opium miasta i pozwoliła zwrócić uwagę czytelnika nie tylko na wątek morderstwa norweskiego ambasadora, ale także szereg problemów społecznych i politycznych.
Przez większość czasu można odnieść wrażenie, że śledztwo stoi w miejscu - nie pojawiają się nowe przesłanki, a jeżeli już, to jest ich tak wiele i są tak ogólne, że właściwe powiązanie ze sobą faktów staje się wyjątkowo trudne... Do tego, kto jest mordercą doszłam właściwie dopiero pod koniec powieści :)
Książkę polecam zarówno tym, którzy lubią dobry kryminał, jak i wielbicielom Gregory'ego House'a, ponieważ pod wieloma względami Harry Hole jest do niego podobny... :)


Na mapie świata stawiam kolejną czerwoną kropkę :) Jeżeli macie ochotę przyłączyć się do zaproponowanej przeze mnie literackiej podróży, to jest mi bardzo miło :) Proszę jedynie o wspomnienie o tym, że to ja coś takiego wymyśliłam :) Chętnie będę śledzić Waszą podróż :) Więcej o projekcie, możecie przeczytać TUTAJ :)



"Karaluchy" dostępne są również jako audiobook, chociaż nie jestem pewna, czy to określenie jest właściwe :)
Miałam okazję wysłuchać fragmentów kryminału czytanych przez aktorów podczas promocji powieści w radiowej Trójce i śmiało mogę potwierdzić to, o czym zapewnia audioteka.pl - "Karaluchy" to prawdziwa superprodukcja :) Głosu bohaterom książki użyczyli m. in. Borys Szyc, Robert Więckiewicz, Danuta Stenka, Iza Kuna oraz Bogusław Linda, a dźwięki nagrane zostały w samym Bangkoku! :)
Więcej informacji znajdziecie na stronie audioteki, czyli TUTAJ.



wtorek, 9 lipca 2013

"Zamczysko w Otranto" - pierwsza powieść gotycka !

Tytuł polski: "Zamczysko w Otranto"
Tytuł oryginalny: "The Castle of Otranto"
Pierwsze wydanie: 1764r.
Pierwsze wydanie polskie: 1974r. (pytam - "Dlaczego tak późno!" :o )
Stron:  108 (właśnie dlatego idealnie nadaje się na jeden burzowy, letni wieczór) ^^
Autor: Horace Walpole - jeżeli chcesz dowiedzieć się o nim czegoś więcej, kliknij TUTAJ.

Treść: Napiszę krótko, bo nie chciałabym przez przypadek zdradzić zbyt wiele, tym samym odbierając przyjemność lektury innym :)
Niezwykle apodyktyczny książę Manfred wraz z rodziną bezprawnie zamieszkuje stary, pełen tajemniczych zakamarków gotycki zamek. Akcja powieści rozpoczyna się w dniu ślubu zaledwie piętnastoletniego Konrada - syna Manfreda. Sama uroczystość nie dochodzi jednak do skutku, ponieważ... młody książę zostaje zmiażdżony przez spadający z nieba szyszak (chełm), należący do ostatniego prawowitego dziedzica zamku - zmarłego Alonza Dobrego... ;) No cóż... bywa :) Niespodziewane, wprawiające w zdumienie wydarzenie dość szybko zostaje powiązane z niejasną przepowiednią: "Dobra i zamek Otranto przestaną należeć do rodu, który je posiada, gdy prawy właściciel wyrośnie zbyt wielki, aby mógł w nim mieszkać". Książę Manfred wpada na genialny pomysł - aby uratować ród, sam ożeni się z wybranką, pierwotnie przeznaczoną dla syna. Sprawa nie jest jednak taka prosta...

Według Esy: Muszę przyznać, że szukanie "Zamczyska..." na półce w bibliotece zajęło mi sporo czasu... Nie dlatego, że ktoś odłożył ją w złe miejsce. Po prostu byłam przekonana, że powieść musi liczyć sobie przynajmniej kilkaset stron :) A tutaj taka niespodzianka - chudzinka wciśnięta pomiędzy grubsze koleżanki :) Szczerze mówiąc do tej pory nie mogę się z tym oswoić... :) Kiedy skończyłam czytanie, miałam nieodparte wrażenie, że Horace Walpole stworzył zaledwie szkic, który miał zostać odpowiednio rozbudowany, jednak kiedy przeczytałam posłowie, moje zdanie na ten temat zmieniło się o 180 stopni. Jak się dowiedziałam, autor był absolutnym prekursorem powieści gotyckiej na świecie! "Zamczysko w Otranto" utorowało drogę późniejszym "romansom grozy" pióra Anny Radcliffe oraz stało się inspiracją m. in. dla "Ivenhoe'a" Waltera Scotta, a także E. A. Poe. Dzięki powieści Walpole'a określenie "gotycki" zaczęło być utożsamiane ze światem nadprzyrodzonym i obecną w nim grozą, której przeżywanie wkrótce stało się dla publiczności czymś w rodzaju katharsis :)

Autor "Zamczyska..." rozpoczął pracę nad nim po kolejnej politycznej porażce. W jednym z listów do bliskiej przyjaciółki pisał:
"Stare zamki, malowidła, historie, gawędy sędziwych ludzi pozwalają człowiekowi żyć w dawnych czasach, które nie mogą nam sprawić zawodu. Pozwoliłem, aby rządziła mną nieskrępowana imaginacja, niekontrolowane wizje i namiętności. Pisałem wbrew prawidłom, krytykom i filozofom."
Powieść gotycka powinna budzić w czytelniku strach, jednak w moim przypadku wywołała jedynie śmiech z odrobiną niedowieżania i zaskoczenia tak bujną wyobraźnią autora (bo przecież kto widział nadnaturalnej wielkości chełm tak po prostu spadający z nieba!). Przypuszczam, że moja reakcja nie jest winą autora książki, ale współczesnego świata, który sprawia, że stajemy się odporniejsi na strach. Z drugiej strony trudno wymagać, aby gusta czytelnicze pozostawały niezmienne :) 
Jeżeli szukacie lektury na jeden wieczór, zdecydowanie polecam :) Oczywiście można doszukiwać się w niej minusów, jednak nie możemy zapominać o tym, że autor tworzył przecież coś zupełnie nowego :) Całkiem ciekawie jest przeczytać książkę, po lekturze której dawniej bano się pójść spać! :) Jeżeli mogę coś   zasugerować, to proponuję czytać ją późnym wieczorem - przypuszczam, że wtedy efekt powinien być PRAWIDŁOWY :) Jedno jest pewne - zapada w pamięć :) Polecam zarówno miłośnikom powieści Jane Austen, jak i zwolennikom horrorów, bo przecież to od tej cieniutkiej książeczki wszystko się zaczęło :)

"Nabrawszy dzięki tym rozważaniom otuchy i sądząc na podstawie tego, co widziała, że jest blisko wylotu podziemnego lochu, podeszła do otwartych drzwi. Wtem nagły podmuch zgasił na progu jej lampkę. Izabela znalazła się w nieprzeniknionej ciemności."

Aby informacje naniesione na mapkę były czytelniejsze, najlepiej jest ją powiększyć :)


Książkę przeczytałam w ramach wyzwania "Czytam książki wydane przed 1990 rokiem" ;)

poniedziałek, 8 lipca 2013

Pierwszy wakacyjny stosik + projekt "Lato z książką - 2013" :)

Przez cały rok akademicki marzyłam o tym, że kiedy już nadejdą tak upragnione wakacje, po powrocie do domu w końcu będę mogła leżeć w ogrodzie na moim kochanym <3 leżaczku  i czytać wszystkie te pozycje, o których myślałam już od dłuższego czasu. Do niedawna plany te dość skutecznie krzyżowała mi sesja, jednak w końcu, z prawdziwą przyjemnością mogę jej pomachać  i powiedzieć: "Do zobaczenia dopiero zimą!". Z uśmiechem na twarzy udałam się więc do kilku bibliotek i oto co wybrałam:

<kolejno od góry>

*Zamczysko w Otranto - Horace Walpole
*Karaluchy - Jo Nesbo (kupiłam za całe 5zł!)
*Tajemnice zamku Udolpho cz.I i II - Ann Radcliffe
*Mnich - M.G.Lewis
*Co gryzie Gilberta Grape'a - Peter Hedges
*Italczyk albo Konfesjonał Czarnych Pokutników - Ann Radcliffe
*Miłość staropolska - Agnieszka Lisak
*Nędznicy cz.I i II - Wiktor Hugo

Powieści Ann Radcliffe, M.G. Lewisa czy Horacego Walpole'a nie znalazły się tutaj przypadkiem... :) Ostatnio mam prawdziwego bzika na punkcie powieści gotyckiej, a właśnie ci autorzy należą do jej kanonu.

"LATO Z KSIĄŻKĄ - 2013"

Kiedy zastanawiałam się nad moimi planami na tegoroczne lato, w audycji radiowej usłyszałam, że coraz mniej rodziców wysyła swoje dzieci na kolonie, a miejscowe świetlice przeżywają prawdziwe oblężenie. Właściwie od razu przypomniałam sobie, że kiedy miałam 5-6 lat lubiłam oglądać mapy i udawać, że wyruszam w daleką podróż (zabawa na całe godziny - naprawdę!). Wtedy też do głowy wpadł mi całkiem ciekawy pomysł - aby kiedy przeczytam książkę, czerwonym punktem na mapie świata zaznaczyć miejsce, w którym toczyła się jej akcja :) W ten sposób kiedy lato minie, będę wiedziała, w ilu miejscach byłam dzięki mojej wyobraźni, dla której nie ma przecież granic w postaci złotówek czy wiz... :) A jeżeli akcja książki będzie działa się w miejscu niedookreślonym... cóż... czerwony punkcik postawię tam, gdzie będzie mi się wydawało, że powinien się znaleźć... :)