niedziela, 31 sierpnia 2014

RECENZJA: "W niewoli seksu" (K.S. Rutkowski)

TYTUŁ POLSKI: "W niewoli seksu"
AUTOR: K.S. Rutkowski
WYDAWNICTWO: Novae Res
ROK WYDANIA: 2014
STRON: 133

OPIS WYDAWCY:  "W niewoli seksu" to zbiór ostrych opowiadań obyczajowych, których bohaterami są mężczyźni. Znajdziemy tu facetów wikłających się w skomplikowane relacje, zmanipulowanych, cierpiących i gotowych zabić. Przemoc miesza się z seksem, a miłość z nienawiścią. Tutaj spotykamy się w miejscu, gdzie seks stanowi początek drogi, a czasem również jej koniec. Autor kolejny raz odsłania mroczne tajemnice, które dotyczą każdego z nas. 
     

O K.S. Rutkowskim: Ur. w 1974 roku. Autor twardej, męskiej prozy, która spotyka się zarówno z przychylnymi opiniami, jak i falą krytyki. Do tej pory wydał cztery książki: "Kryminał tango", "Brudne historie", "Chiński ekspres" oraz "W niewoli seksu". Rutkowski jest również współautorem galerii internetowej LADIES. Obecnie pracuje w Koszalinie.

STRONA AUTORA: KLIK

MOJA OPINIA: Nie sposób ukryć, że po sukcesie (sic!) "50 twarzy Greya" na rynku wydawniczym obserwujemy prawdziwy boom na "powieści" erotyczne. "Powieści", bo bardzo często namiętne sceny rozgrywające się pomiędzy głównymi bohaterami istnieją w pewnego rodzaju oderwaniu od fabuły, a przecież jak wiadomo, w dobrej książce wszystko powinno być "po coś", do czegoś prowadzić. Ze względu na - nie oszukujmy się - niski poziom większości erotyków, których autorzy nie potrafią wykorzystać potencjału drzemiącego w możliwości ujęcia miłości jako siły biologicznej, część czytelników zauważając pozycję o tytule kojarzącym się ze sferą seksualności omija ją szerokim łukiem zakładając z góry, że na jej kartach nie znajdzie niczego poza rozrywką niskich lotów... Niewiele brakowało, a dokładnie tak samo postąpiłabym i ja, kiedy trafiłam na zbiór opowiadań pt. "W niewoli seksu". Pomyślałam: "Boże. Kolejny Grey...".
Aby nikogo nie zmylił tytuł najnowszej książki Rutkowskiego, i aby nikt nawet nie próbował zestawiać go z bestsellerem (?!!!) E.L. James, napiszę wielkimi literami:
T O   N I E   J E S T   E R O T Y K !!!
Pewnie pomyśleliście teraz: "Jak to? Przecież tytuł sam na to wskazuje!". Odpowiem Wam: "Cóż... Rzeczywiście można tak pomyśleć, jednak jeżeli przeczytacie książkę, to najprawdopodobniej dojdziecie do wniosku, że tytuł po prostu nie mógł być inny...". Głównymi bohaterami wszystkich dwunastu opowiadań Rutkowskiego są mężczyźni. Niby różni, ale jednak podobni. Znajdują się w niewoli własnych żądz, słabości, przywodząc na myśl bohaterów antycznych tragedii, którym tylko wydawało się, że trzymają ster swojego życia. Na kartach książki spotykamy więc współczesnych Edypów, Ajgistosów, Kreonów, którzy pomimo szczerych chęci nie są w stanie przeciąć krępujących ich więzów popędu seksualnego. Cielesne żądze stają się motorem napędowym ich działań.
Wszystkie historie opowiedziane zostały z perspektywy mężczyzn, tak więc myślę, że przeczytanie opowiadań składających się na zbiór "W niewoli seksu" będzie ciekawym doświadczeniem szczególnie dla kobiet. W końcu nie tak często mamy okazję zobaczyć co "siedzi" w głowach osobników płci przeciwnej, a następnie skonfrontować to z własnym spojrzeniem na pewne sytuacje. Nie bez przyczyny mówi się przecież, że mężczyźni są z Marsa, a kobiety z Wenus... :)
Opowiadania napisane zostały nie pozbawionym mocnych słów językiem, który oddaje surowość opisywanych historii. "Noc inna niż wszystkie" pokazuje niestandardowy schemat uwodzenia, w którym to kobieta jest "siłą wyższą". Spore wrażenie może zrobić na czytelniku również między innymi opowiadanie pt. "Patrz na mnie!". Autor pokazuje w nim małżeństwo z dwudziestoletnim stażem, w którym dialogi już dawno zastąpione zostały monologami. Monologiem wewnętrznym męża i zewnętrznym - żony, co ostatecznie prowadzi do... (do czego prowadzi, tego dowiecie się po przeczytaniu).  
"-Tylko to potrafisz! Siedzieć przed tym pudłem i oglądać mecze! Nic więcej!!                                           Zasłonił twarz gazetą i uśmiechnął się. Jakie mecze? Nie znosił oglądać sportu. (...) Kochał zwierzęta i podróże, choć nie miał nawet rybek, a jeździł tylko palcem po mapie. Kiedyś, dawno temu, miał psa, ale zdechł. Ktoś go otruł. Do dziś podejrzewał o to żonę. (...) Nie było dla niej niczego gorszego od świadomości, że coś sprawiało mu przyjemność."
Być może rzeczywiście K.S. Rutkowski w swoich opowiadaniach nie odkrywa Ameryki, jednak wskazuje na wiele istotnych spraw, skłania do myślenia, pozostaje w pamięci czytelnika na dłużej, a to już sporo. Myślę, że warto przyjrzeć się twórczości tego pisarza, bo z całą pewnością jest nieszablonowa i zaskakująca. K.S. Rutkowski w swoich opowiadaniach opisuje marginalną część współczesnego świata, porusza tematy, którymi interesuje się niewielu. Jest bardzo dobrym obserwatorem. Obserwatorem, który nie boi się wziąć życia na klatę.
Warto przeczytać.

Za książkę dziękuję autorowi, jednak fakt ten nie miał wpływu na moją opinię.

piątek, 29 sierpnia 2014

RECENZJA: "Podróż na sto stóp" (Richard Morais)

TYTUŁ POLSKI: "Podróż na sto stóp"
TYTUŁ ORYGINALNY: "The Hundred-Foot Journey"
AUTOR: Richard Morais
PRZEKŁAD: Urszula Ruzik-Kulińska
WYDAWNICTWO: Bellona
ROK WYDANIA: 2014
STRON: 311

MOJA OPINIA:




Za książkę dziękuję wydwanictwu Bellona, jednak fakt ten nie miał wpływu na moją ocenę.

środa, 27 sierpnia 2014

RECENZJA: "Miłość i śmierć Krzysztofa Kamila" (Wiesław Budzyński)

TYTUŁ POLSKI: "Miłość i śmierć Krzysztofa Kamila"
AUTOR: Wiesław Budzyński
WYDAWNICTWO: M
MOJE WYDANIE: 2014
PIERWSZE WYDANIE: 1998
STRON: 336

OPIS WYDAWCY:  Książka Wiesława Budzyńskiego jest wynikiem wieloletniej wędrówki pisarza po śladach Baczyńskiego. Autor dotarł do ludzi z bliskiego otoczenia poety, w pewnym momencie zamieszkał nawet w tym samym domu, zbierał z podziwu godną rzetelnością czasami sprzeczne ze sobą relacje, dociekał prawdziwości faktów. Jako pierwszy poruszył zagadnienia przemiany ideowej poety, wskazał motywy, które skłoniły Baczyńskiego do walki o niepodległość, opisał jego rodzinne problemy, podał najbardziej wiarygodną i logiczną wersję śmierci... "Miłość i śmierć" to zapis wielkiej ponadtrzydziestoletniej przygody literackiej.
                                                                       
O WIESŁAWIE BUDZYŃSKIM: Pisarz ur. w 1948 roku. Biograf Krzysztofa Kamila Baczyńskiego i Brunona Schulza. Członek Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Ostatni żyjący członek kapituły Żelaznej Gwiazdy Wytrwałości. Autor kilkunastu książek o tematyce historyczno-literackiej, m.in. wielokrotnie wznawianej "Miłości i śmierci Krzysztofa Kamila", "Testamentu Krzysztofa Kamila", "Schulza pod kluczem", "Miasta Schulza", a także ostatnio wydanych : "Uczniowie Schulza" (2011) i "Miasto Lwów" (2012).  Jest także autorem opracowań i wyborów poezji Krzysztofa Kamila, spośród których warto wymienić "Kiedy się miłość śmiercią stała" oraz "Po stronie nadziei". Odznaczony przez Prezydenta RP Krzyżem Oficerskim Polonia Restituta, a także medalem "Gloria Artis" za zasługi dla Kultury Polskiej oraz medalem "Zasłużony dla Warszawy".



MOJA OPINIA: "Miłość i śmierć Krzysztofa Kamila" skończyłam czytać dokładnie w siedemdziesiąt lat i dwadzieścia trzy dni po przedwczesnej śmierci poety, którą to Czesław Miłosz skomentował w następujący sposób: "Tak przepadła największa nadzieja polskiej poezji.". W słowach "poety myśli trudnej" jest sporo prawdy, jednak autor publikacji poświęconej Krzysztofowi Baczyńskiemu, Wiesław Budzyński, stawia przede wszystkim na możliwie najdokładniejsze odtworzenie życia ojca m.in. "Elegii o...[chłopcu polskim]" oraz ustalenie najbardziej logicznej i prawdziwej spośród wszystkich istniejących, wersji śmierci poety.
"Raz - dwa - trzy - cztery -
niech ambasador nosi ordery,
nam jedna szarża do nieba wzwyż,
i jeden order nad grobem krzyż."
 Dzięki uporowi Budzyńskiego, który sporą część swojego życia poświęcił wydzieraniu mrokom historii nawet najbardziej (z pozoru) błahych informacji na temat Krzysztofa Kamila, poznajemy niezwykłą, weryfikującą mit polskiego twórcy i patrioty opowieść. Aż do tej pory nie mogę wyjść z podziwu dla dociekliwości autora biografii, który do wspomnień ludzi, którzy mieli okazję zetknąć się z Baczyńskim niejednokrotnie docierał niemal w ostatniej chwili. Zgromadzenie przez niego tak pokaźnej ilości materiału na temat poety umożliwiło zrekonstruowanie wielu budzących wątpliwości wydarzeń, przy jednoczesnym uniknięciu wpadnięcia w pułapkę bagatelizacji sprzeczności i pozornie mało prawdopodobnych wersji. 
"Nam pod hełmy zaglądać nie trzeba,
na legendę gwiżdżemy i śmierć,
nam wystarczy piosenka żołnierza,
w rytmie kroków zaklęta i serc.
(...) Nie będziemy nikomu tłomaczyć,
skąd i dokąd, dlaczego i co?
Wolną Polskę spod gruzów rozpaczy
naszą walką dźwigniemy i krwią..."
Wiesław Budzyński, czego dowodem jest piąte już wydanie "Miłości i śmierci...", wciąż uzupełnia informacje na temat poety. W publikacji urzekła mnie właśnie ta niemal detektywistyczna dążność jej autora do odtwarzania wydarzeń. Typowa biografia obejmuje okres od narodzin do śmierci, jednak w tym przypadku pole "badań" Budzyńskiego jest szersze. Autor pokusił się bowiem o próbę znalezienia odpowiedzi na pytanie, które przed nim zadawali sobie między innymi Jerzy Zawieyski i Jerzy Andrzejewski: "Kim byłby, gdyby przeżył [Baczyński]?". Pewną wskazówką mogą być powojenne losy jego konspiracyjnych kolegów, które autor stara się przynajmniej w pewnym stopniu przybliżyć czytelnikowi.
Krzysztof Kamil Baczyński
Napisana przez Wiesława Budzyńskiego biografia Krzysztofa Kamila pozwoliła mi również poznać wiele ciekawostek zarówno na temat rodziny poety, jak i jego samego. Zdradzę Wam dwie z nich. Baczyński miał po sześć palców u nóg i lubił zupę szczawiową... :)
Najnowsze wydanie "Miłości i śmierci...", czyli to, które trafiło w moje ręce, spełnia wszystkie wymogi, jakie stawiam biografiom. Publikacja ukazała się na dobrej jakości papierze, obfituje w liczne zdjęcia i skany dokumentów. Zadbano również o umieszczenie mapy centrum Warszawy z połowy lat 30., na której oznaczone zostały ważniejsze miejsca występujące w książce. Twarda oprawa gwarantuje z kolei, że opowieść o Krzysztofie Baczyńskim będzie mogła służyć nam przez całe lata.

"Bo nie ma rozerwania, choć rozerwane słowa,
bo nie ma zapomnienia, choć życie nas zapomni;
z brzęczących kręgów nieba ja w ciebie, a ty do mnie
płyniemy."



Za książkę dziękuję wydawnictwu M, jednak fakt ten nie miał wpływu na moją ocenę.

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

RECENZJA: "Krew Illapa" (Robert Kilen)

TYTUŁ POLSKI: "Krew Illapa"
AUTOR: Robert Kilen
WYDAWNICTWO: Bellona
ROK WYDANIA: 2014
STRON: 303

OPIS WYDAWCY:  "Krew Illapa" to błyskotliwa przygodowo-sensacyjna powieść o poszukiwaniach rzeczy najważniejszej. Ale czym jest ta "rzecz najważniejsza"? Skarb, złoto? A może coś innego. Odpowiedź na to pytanie poznajemy, oczywiście, na końcu książki. Początki historii opisanej przez Kilena sięgają dawnej Rzeczypospolitej. Na zamku Niedzica, należącym wówczas do węgierskiej rodziny Berzeviczy, zamieszkali Indianie z potężnego rodu Amaru, w tym następca tronu Inków. Niedzica miała dać im schronienie przed prześladowcami, którzy podążali za nimi z Ameryki Południowej, przez Wenecję do Polski. 
                                                                       

O ROBERCIE KILENIE: Dziennikarz radiowy, telewizyjny i prasowy. Urodził się w Warszawie w 1970 roku. Jak sam mówi, zawsze interesował się muzyką, motoryzacją i historią. Właśnie ta ostatnia pasja skłoniła go do napisania "Krwi Illapa". Robert Kilen związany jest z radiem WAWA od początku jego istnienia. Pracował także w TVP2, Atomic TV. W tej chwili wraz z żoną w telewizji Fokus TV prowadzi codzienny program dla ludzi ciekawych świata "Para daje radę". W latach 90. był redaktorem w piśmie "Rock'n'Roll", a także regularnie pisywał do miesięcznika "Brum". Publikował cotygodniowe felietony w gazetach "Kurier Polski"i "Życie Codzienne".


MOJA OPINIA: Szukasz książki, w towarzystwie której będziesz mógł, drogi czytelniku, spędzić kilka skąpanych w letnim słońcu godzin, jednak wolałbyś uniknąć pozycji odmóżdżającej, którą wszystkie księgarnie próbują wcisnąć Ci właśnie w czasie wakacji? Przybywam z pomocą! Zamknij oczy i  jakkolwiek dziwnie to zabrzmi wyobraź sobie, że jesteś ciekawym świata mężczyzną...
Opuszczasz rodzinne strony i docierasz aż do Ameryki Południowej, gdzie poślubiasz kobietę wywodzącą się z dynastii Inków. W wyniku krwawo stłumionego przez Hiszpanów powstania Indian, które wkrótce wybucha, aby chronić najbliższych decydujesz się na organizację ucieczki z Peru do Włoch. Hiszpański wywiad nie próżnuje. Wkrótce zostajecie zmuszeni do zmiany miejsca pobytu. Przybywacie na zamek w Niedzicy. Twoja córka jest już wtedy matką kilkumiesięcznego chłopca - jedynego spadkobiercy inkaskiej korony i inkaskich skarbów... Chciałabym powiedzieć, że żyliście w tym malowniczym miejscu długo i szczęśliwie, jednak nie lubię kłamać. Zresztą chyba nie przypuszczasz, że hiszpański wywiad, który dąży do zlikwidowania wszystkich potomków Inków, poddał się tak łatwo? :) Twoja córka zostaje zamordowana, natomiast jej synek cudem ocalony. W wyniku takiego obrotu spraw decydujesz się zatrzeć ślady i oddajesz swojego wnuka rodzinie Twoich krewnych z Moraw - Beneszom, którzy go adoptują. Odtąd chłopiec figuruje jako syn Wacława i Anny Benesz, a przybysze z Peru rozpraszają się gdzieś po świecie i giną w mrokach historii... Zaraz, zaraz. Powiedziałam "giną w mrokach historii"? Raczej się gubią.

Zamek w Niedzicy
Teraz wyobraź sobie coś innego. Jest upalne lato 1946 roku, a Ty zabierasz swoją rodzinę na wycieczkę. Waszym celem staje się zamek w Niedzicy. Stoicie czekając na przewodnika, kiedy na dziedziniec wjeżdża samochód. Wysiada z niego wysoki mężczyzna (jak się okazuje później - Andrzej Benesz), rozbija stopień zamkowych schodów i wyciąga z niego ołowianą tubę, w której kryje się kipu - inkaskie pismo węzełkowe. Na trzech złotych blaszkach splecionych z rzemieniami widnieją następujące napisy: "Vigo", "Titicaca", "Dunajecz".  Prawdopodobnie w tych miejscach lub ich pobliżu znajduje się skarb Inków...

Myślisz, że mam wybujałą wyobraźnię i próbuję wmówić Ci, że na terytorium dzisiejszej Polski przebywali... Inkowie? :) Cóż. Pewnie byłabym zdolna do wymyślenia równie nieprawdopodobnych historii, ale akurat ta jest prawdziwa i to właśnie ona zainspirowała Roberta Kilena do napisania powieści pt."Krew Illapa". Próbując razem z jej bohaterami odnaleźć ukrytą przez Inków "rzecz najważniejszą", mamy okazję bliżej poznać dolnośląskie zamki i kościoły, w których toczy się akcja książki, a najbardziej szaleni czytelnicy mogą nawet pokusić się o zorganizowanie bardzo ciekawej wycieczki i odtworzenie podróży głównych bohaterów.
Uważam, że Robert Kilen zadebiutował w wielkim stylu. Trzysta stron książki wciągnęło mnie bez reszty. Jak przystało na powieść przygodowo-sensacyjną na kartach "Krwi Illapa" nie zabrakło licznych zwrotów akcji, intryg oraz barwnych bohaterów, którzy skrywają sporo tajemnic... Jeżeli macie ochotę na książkę, która zagwarantuje Wam nie tylko dobrą zabawę, ale również poszerzy Waszą historyczną wiedzę, zachęcam do przeczytania. Warto! :)


"Błyskotliwa, pełna intryg i zwrotów akcji. Książka nie tylko dla mężczyzn, choć oni przede wszystkim są odbiorcami takiej literatury. Jest w niej także romans i mocne współczesne kobiety, co powinno zainteresować również płeć piękną. Myślę, że będzie to lektura w sam raz na wakacje!"
- Robert Kilen


Zamek Grodziec.
Chcesz dowiedzieć się więcej na temat historii, która zainspirowała Roberta Kilena do napisania "Krwi Illapa"?
Zaglądnij TUTAJ, TUTAJ, lub TUTAJ!


Za książkę dziękuję wydawnictwu Bellona, jednak fakt ten nie miał wpływu na moją ocenę.

niedziela, 24 sierpnia 2014

RECENZJA: "Lalki" (James Carol)

TYTUŁ POLSKI: "Lalki"
TYTUŁ ORYGINALNY: "Broken Dolls"
AUTOR: James Carol
PRZEKŁAD: Ewa Kleszcz
WYDAWNICTWO: PWN
ROK WYDANIA: 2014
STRON: 416

OPIS WYDAWCY:  Ekscentryczny profiler o ponadprzeciętnym IQ, jako syn jednego z najsłynniejszych seryjnych zabójców w Ameryce przez całe życie próbuje zdystansować się od czynów ojca. Co jednak skrywa pod maską opanowanego profesjonalisty? Kiedy przyjmuje szczególnie nieprzyjemną sprawę w zasypanym śniegiem Londynie, zaczyna tropić psychopatę, który porywa i torturuje młode kobiety, a na koniec przeprowadza im lobotomię. Żadna z ofiar nie jest w stanie wskazać oprawcy, ich życie staje się wegetacją. Winter będzie musiał wykorzystać swoje niezwykłe zdolności, aby odkryć, kto stoi za porwaniami, zanim kolejna ofiara zostanie nieodwracalnie okaleczona. Rozpoczyna się wyścig z czasem...
                                                                       

JAMES CAROL: Ur. w Szkocji w 1969 roku. Pracował między innymi jako dziennikarz, instruktor jazdy konnej oraz gry na gitarze. Powieść "Lalki" to jego debiut, który rozpoczyna cykl książek o śledczym Jeffersonie Winterze.




MOJA OPINIA:







Za możliwość zrecenzowania książki dziękuję wydawnictwu PWN, jednak fakt ten nie miał wpływu na moją ocenę.

STRONA AUTORA: KLIK

piątek, 22 sierpnia 2014

RECENZJA: "Chiński ekspres" (K.S. Rutkowski)

TYTUŁ POLSKI: "Chiński ekspres"
AUTOR: K.S. Rutkowski
WYDAWNICTWO: Intro-Druk
ROK WYDANIA: 2010
STRON: 95

     

O K.S. Rutkowskim: Ur. w 1974 roku. Autor twardej, męskiej prozy, która spotyka się zarówno z przychylnymi opiniami, jak i falą krytyki. Do tej pory wydał cztery książki: "Kryminał tango", "Brudne historie", "Chiński ekspres" oraz "W niewoli seksu". Rutkowski jest również współautorem galerii internetowej LADIES. Obecnie pracuje w Koszalinie.

STRONA AUTORA: KLIK
MOJA OPINIA:   Niejednokrotnie wspominałam, że nie potrafię zrozumieć pewnego rodzaju ignorancji, z jaką na polskim rynku wydawniczym spotykają się nasi rodzimi pisarze. Ostatnio przeszukując Internet w poszukiwaniu - bądźmy szczerzy - mało konkretnych rzeczy, znalazłam artykuł, z którego wynikało, że w Niemczech wydawcy nie boją się dawać szansy mało znanym, krajowym pisarzom, w wyniku czego nazwiska niemieckie przeważają nad amerykańskimi czy norweskimi, a czytelnicy z chęcią odkrywają nowych magików pióra. Niestety jak dobrze wiemy w Polsce sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Jeżeli nawet wydawca zdecyduje się zainwestować w Jana Kowalskiego, to o ewentualną promocję zabiegać musi już sam pisarz, ponieważ ta zagwarantowana przez siły wyższe jest niewielka. Zresztą - czy nie jest tak, że stając przed stosem książek w księgarni, ignorujemy powieści ".....kiego" lub "....icza", a z ciekawością przyglądamy się krzyczącym do nas, wychuchanym i dopracowanym okładkom powieści jakiegoś Smitha, który spogląda na nas z połowy billboardów w mieście?
   Uważam, że czas to zmienić i wykroczyć poza twórców zagranicznych oraz takie nazwiska jak chociażby Pilch. Nie bądźmy jak kanon lektur szkolnych, w którym zabrakło miejsca na literaturę najnowszą. Nie bójmy się szukać nowego Różewicza czy Grabińskiego, który obecnie albo chowa swoją twórczość do szuflady, albo dzięki wspaniałomyślności jakiegoś prowincjonalnego wydawnictwa opublikował swoje sto stron, jednak ze względu na mały nakład i kompletny brak promocji przeszedł bez echa... Miał pecha i nie spotkał na swojej drodze kogoś, kto szepnąłby o nim słówko gdzieś wyżej... Nie wiem jak Wy, ale ja nie boję się szukać.
   Dzisiaj chciałabym zwrócić Waszą uwagę na trzecią z kolei książkę K.S. Rutkowskiego. Tak - trzecią. Zgaduję, że znajdzie się tutaj najwyżej kilka osób, które będzie potrafiło podać mi tytuł przynajmniej jednej z wcześniejszych. Cała reszta wyrazi zdziwienie mówiąc: "Jak to? To nie jest debiut?". :) Moim skromnym zdaniem na twórczość tego mocno stąpającego po ziemi człowieka warto zwrócić uwagę. Nie tylko dlatego, że jego książki połyka się "na raz". Przecież tempo czytania o niczym nie świadczy.
  "Chiński ekspres" stanowi plon wypadu Rutkowskiego do Państwa Środka. Na prawie stu stronach autor opisuje wycieczkę do Chin, na którą tylko z pozoru odpowiedzialny i stateczny ojciec zabiera córkę, spełniając jedno z jej marzeń. No właśnie... Jedno z JEJ marzeń, bo ON raczej nie należy do gatunku ludzi, którzy zachwycają się każdym nowo odkrytym kamieniem.

   "Dobrze znałem to miejsce z wielkiego filmu Bernarda Bertolucciego "Ostatni cesarz". Oglądałem go chyba ze trzy razy, zauroczony rozmachem z jakim został zrobiony (...). Zakazane Miasto wydawało mi się miejscem magicznym i pięknym, jednak widziane na żywo straciło cały swój urok. Nie czułem już żadnej aury. Pewnie zadeptał ją spęd turystów z całego świata, rozpraszał błysk fleszy ze wszystkich stron."

   Na kartach książki nie ma miejsca na silenie się na ubieranie brzydkich rzeczy w ładne słowa. "Chiński ekspres" napisany został językiem mocnym, męskim, momentami wulgarnym, co paradoksalnie stanowi jego atut. Nie potrafię wyobrazić sobie opowiedzenia tej historii w inny sposób. Ostre wypowiedzi bohaterów są "po coś". Nie stanowią jedynie środka do wywołania taniej sensacji. Co więcej, właśnie dzięki prostocie języka autorowi udało się stworzyć satyrę ośmieszającą "turystów" wyjeżdżających na wakacje organizowane przez biura podróży. Główny bohater bierze pod lupę swoich współtowarzyszy, bezlitośnie wyliczając ich wady. A jest co wyliczać, bo zostaje zmuszony do spędzania czasu w towarzystwie rozkapryszonej bandy pseudoobieżyświatów - bogaczy, którzy myślą, że za pieniądze można kupić wszystko oraz między innymi pantoflarza z krwi i kości.
   Główny bohater jest z pozoru niesympatycznym, lubiącym narozrabiać, cierpiącym na depresję typkiem, którego raczej nie chcielibyśmy spotkać na swojej drodze w realnym życiu. Nie spisujmy go jednak na straty, ponieważ umożliwia czytelnikowi całkowicie inne spojrzenie na otaczający świat, demaskuje to, co Chińczycy chcieliby przed turystami z zachodu ukryć...

  "Bieda w Chinach istniała, nie miałem co do tego żadnych wątpliwości, ale w miastach starano się ją zamaskować, choćby usuwając ją z drogi dla zachodnich turystów. (...) Zmiatano ją pod dywan systemu, z którego i tak zaraz wyłaziła na sąsiednich, mniej prestiżowych i nie pilnowanych już tak ulicach."

   K.S. Rutkowski ma słabość do opisywania miejsc i sytuacji, w których czytelnik raczej nie chciałby się znaleźć, jednak o których bardzo chętnie przeczyta... Cóż. Mówi się, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale jeżeli jest pierwszy, to oznacza, że są kolejne, więc dlaczego nie zajrzeć przez dziurkę od klucza? W poprzednich książkach autor zabierał nas między innymi do więziennego świata pełnego kryminalistów i przemocy. W "Chińskim ekspresie" ponownie funduje nam wycieczkę do miejsca równie obcego, co porażającego, bo okazuje się, że podczas podróży życia, z bohaterów "wypełzają" wady, których z całą pewnością nie chcieliby nikomu pokazywać... Wady, które zauważa nie wykształcony psycholog lub filozof, ale zwyczajny, zresztą niepozbawiony własnych, słabszych stron, człowiek.
  Oczywiście całkiem możliwe, że twórczość K.S. Rutkowskiego część z Was znienawidzi (za brutalność, ostrość, męskość), jednak mimo wszystko warto dać jej szansę. Nie jest to może coś na miarę gigantów literatury, ale z całą pewnością zasługuje na swoje pięć minut. 

Za książkę dziękuję autorowi, jednak fakt ten nie miał wpływu na moją ocenę.

czwartek, 21 sierpnia 2014

Nowości w mojej biblioteczce.


W ciągu kilku ostatnich tygodni moja biblioteczka powiększyła się o piętnaście nowych książek, dlatego stwierdziłam, że chyba pora je Wam pokazać. Nie da się ukryć, że w stosiku przeważają pozycje opisujące historie mrożące krew w żyłach, choć miejsca nie zabrakło także dla zbioru esejów poświęconych Stanisławowi Wokulskiemu, a także dla biografii Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Pozostaje mi brać się za czytanie, bo pogoda za oknem raczej nie sprzyja kąpielom w jeziorach... :)
Miłego oglądania!



!!! Dla książek zaznaczonych kolorem niebieskim przewiduję videorecenzje. !!!

* "Bestia" (Anders Roslund, Borge Hellstrom) - od wydawnictwa Albatros
* "Anatolin" (Hans-Ulrich Treichel) - prezent urodzinowy
* "Klug" (Kasper Bajon) - kupiona za 2zł
* "Ludzie wolą tonąć w morzu" (Leore Dayan) - prezent urodzinowy
* "Lalki" (James Carol) - od wydawnictwa Imprint
* "Miłość i śmierć Krzysztofa Kamila" (Wiesław Budzyński) - od wydawnictwa M
* "Godzina detektywów" (Jurgen Thorwald) - kupiona za 5zł
* "Podróż na sto stóp" (Richard Morais) - od wydawnictwa Bellona
* "Wokulski w Paryżu" (Krzysztof Rutkowski) - kupiona za 2zł
* "Krew Illapa" (Robert Kilen) - od wydawnictwa Bellona


* "Chiński ekspres" (K.S. Rutkowski) - od autora
* "Podszepty" (Vladimir Balla) - kupiona za 1zł
* "W niewoli seksu" (K.S. Rutkowski) - od autora
* "Z zamkniętymi oczami" (Gianrico Carofiglio) - kupiona za 1zł
* "Ponad wszelką wątpliwość" (Gianrico Carofiglio) - kupiona za 1zł

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Wyznania mola książkowego czyli... 25 faktów o mnie i mojej biblioteczce :)

Ostatnio dostawałam od Was sporo pytań dotyczących zarówno moich czytelniczych nawyków, jak i biblioteczki, dlatego postanowiłam nagrać filmik, dzięki któremu będziecie mogli poznać mnie troszeczkę bliżej. Jeżeli jesteście ciekawi ile książek posiadam oraz czy lubię czytać wieczorami, zachęcam do obejrzenia filmiku! :)


środa, 13 sierpnia 2014

RECENZJA: "Uparte serce. Biografia Poświatowskiej." (Kalina Błażejowska)

TYTUŁ POLSKI: "Uparte serce. Biografia Poświatowskiej."
AUTOR: Kalina Błażejowska
WYDAWNICTWO: Znak
ROK WYDANIA: 2014
STRON: 367

OPIS WYDAWCY:  Uparte, zdradliwe, zakochane - serce Poświatowskiej. Kłuło, gdy wspinała się po schodach. Niemal pękło z bólu po śmierci ukochanego męża, Adasia. Serce dyktowało jej wspaniałą poezję i ono wyznaczało etapy burzliwego życia. Zachłanna na życie i miłość, w Nowym Jorku chodziła na randki z Jerzym Kosińskim, w Krakowie spacerowała po Plantach z Grochowiakiem. Z powodu złamanego serca, zrozpaczona połknęła fiolkę tabletek. Życie bez miłości nie miało dla niej sensu... Kalina Błażejowska kreśli przejmująco intymny portret Haśki. Pisze o jej szalonej odwadze, nieuleczalnej chorobie i sprzeciwie wobec śmierci. Opowiada o dziewczynie, która próbuje okpić los i uciec od przeznaczenia, a ratunku szuka w miłości i poezji. O poetce, która żyje pod dyktando swego upartego serca.
      
O KALINIE BŁAŻEJOWSKIEJ: Ur. w 1987 roku. Redaktorka działu kultury "Tygodnika Powszechnego", finalistka Nagrody "Newsweeka" im. Teresy Torańskiej dla młodych dziennikarzy. Specjalizuje się w portretach twórców, głównie pisarzy polskich XX wieku.

MOJA OPINIA:


Za ksiażkę dziękuję wydawnictwu Znak, jednak fakt ten nie miał wpływu na moją recenzję.

niedziela, 10 sierpnia 2014

"Bieszczady w literaturze"

Podczas tegorocznych wakacji chciałabym pokazać Wam, że miłośnik książek niekoniecznie jest człowiekiem, którego interesuje wyłącznie siedzenie w pokoju pełnym ciekawych pozycji, ale który w poszukiwaniu intrygujących historii i miejsc związanych z literaturą dotrze nawet na koniec świata. Tym razem wybrałam się w Bieszczady. Mam nadzieję, że uda mi się zainteresować Was nie tylko ciekawymi książkami związanymi z tym regionem, ale również samymi górami :) Zapraszam do oglądania!



Mówię o:
* "Opowieści galicyjskie" (Andrzej Stasiuk) ~ akcja książki toczy się w Beskidzie Niskim, jednak na drodze mojej "wycieczki" znalazły się Jaśliska, w których kręcono jej ekranizację, czyli "Wino truskawkowe", więc nie mogłam oprzeć się pokusie "wepchnięcia" książki do mojego filmiku.
* "Bieszczady w PRL-u" (Krzysztof Potaczała)
* "Bieszczadzkie opowieści Siekierezady" (Rafał Dominik)
* "Siekierezada albo zima leśnych ludzi" (Edward Stachura)
* "Bieszczadzkimi i beskidzkimi śladami Karola Wojtyły" (Andrzej Potocki)
* "Majster Bieda czyli zakapiorskie Bieszczady" (Andrzej Potocki)
* "Przystanek Bieszczady. Bez cenzury." (Andrzej Potocki)
* "Bieszczady" (Jerzy Harasymowicz)
* "Nakarmić wilki" (Maria Nurowska)

Strona Siekierezady - KLIK.

czwartek, 7 sierpnia 2014

RECENZJA: "Posłuszeństwo" (Will Lavender)

TYTUŁ POLSKI: "Posłuszeństwo"
TYTUŁ ORYGINALNY: "Obedience"
AUTOR: Will Lavender
PRZEKŁAD: Ewa Górczyńska
WYDAWNICTWO: Bellona
ROK WYDANIA: 2011
STRON: 349

OPIS WYDAWCY:  Znakomity thriller psychologiczny osadzony w realiach wyższej uczelni. Obsesyjna atmosfera seminarium u tajemniczego i upiornego profesora Williamsa. W ciągu sześciu tygodni studenci mają rozwiązać fikcyjną zagadkę kryminalno-logiczną: odnaleźć ukrytą dziewczynę Polly. Jeśli nie zdołają - ofiara zginie. Stopniowo granica między fikcją i rzeczywistością ulega zatarciu, a ta ostatnia okazuje się krwawa i przerażająca. Dwadzieścia lat wcześniej w podobnych okolicznościach zniknęła inna dziewczyna, Deanna Ward, a jej morderca być może nadal znajduje się na wolności. Na dobitkę, Polly także istnieje naprawdę...
                                                                                    

O WILLU LAVENDERZE: Urodzony w Whitley City w amerykańskim stanie Kentucky, Will Lavender był przez sześć lat wykładowcą literatury i kreatywnego pisania na jednej z wyższych uczelni w USA. Pomysł na debiutancką, znakomicie przyjętą przez czytelników i krytykę, powieść "Posłuszeństwo" podjął podczas studiów nad pracami psychologa społecznego Stanleya Milgrama, który we wczesnych latach 60. badał eksperymentalnie ludzką zdolność do okazywania posłuszeństwa autorytetom. Obecnie mieszka w Louisville w Kentucky wraz z żoną i dwojgiem dzieci.

MOJA OPINIA:
Na debiutancką powieść Willa Lavendera zwróciłam uwagę dzięki intrygującemu opisowi umieszczonemu na okładce: "logiczna zagadka uniwersyteckiego wykładowcy przeradza się w horror". Pomyślałam... Rok akademicki dobiegł końca, więc dlaczego nie poprzyglądać się zmaganiom grupy studentów, którzy trafili na bardzo ekscentrycznego wykładowcę? Przyznajcie, że kuszące. Szczególnie w trakcie odpoczywania po sesji... :) Zabierając się za czytanie "Posłuszeństwa" byłam przekonana, że otrzymam krwawą historię, po przeczytaniu której będę bała się zasnąć, jednak na jej stronach znalazłam coś znacznie lepszego. 
Zacznę od tego, że jeszcze nigdy nie czytałam tak dobrego thrillera. Przez słowo "dobry", rozumiem "trzymający w napięciu od początku do samego końca", "tajemniczy", "nieprzewidywalny", "mroczny" i przede wszystkim "dobrze napisany". Planowałam, że przeczytanie "Posłuszeństwa" podzielę sobie na dwa poranki (bo czytam raniutko), jednak historia opowiedziana przez Lavendersa wciągnęła mnie tak bardzo, że połknęłam ją na raz! 
Książka przenosi nas do jednego z amerykańskich uniwersytetów. Jest początek semestru. Studenci gromadzą się w jednej z sal, czekając na wykładowcę kursu. Jak szybko się okazuje, zajęcia nie będą polegały na wkuwaniu podręczników, ale na... rozwiązywaniu zagadki hipotetycznego morderstwa. No właśnie... Czy aby na pewno hipotetycznego? Na kartach powieści obserwujemy kolejne posunięcia zarówno studentów, jak i wykładowcy - Williamsa, dzięki czemu sami możemy zabrać "czynny" udział w rozwiązywaniu zagadki, starając się dopasować jej poszczególne elementy...
Już od bardzo długiego czasu nie miałam okazji przeczytać książki, która byłaby w stanie zagwarantować mi tak dobrą zabawę. Czułam się jak studentka uczęszczająca na tajemnicze, trwające sześć tygodni zajęcia. Chwilami przerywałam czytanie i próbowałam uporządkować zgromadzone fakty, jednak nie wychodziło mi to zbyt dobrze... Przypuszczam, że nie tylko mnie, ponieważ autor dawkował kolejne informacje bardzo oszczędnie. Zaryzykuję stwierdzenie, że w "Posłuszeństwie" KAŻDE słowo zostało z rozmysłem umieszczone na tym, a nie na innym miejscu. 
Opowiedziana przez Willa Lavendera historia ma swój klimat. Jeżeli jesteście miłośnikami powieści "z zagadką", to "Posłuszeństwo" może Was zainteresować. Szkoda tylko, że jest to jedyna książka tego autora przetłumaczona na język polski... 
Polecam!


Za ksiażkę dziękuję wydawnictwu Bellona, jednak fakt ten nie miał wpływu na moją recenzję.

niedziela, 3 sierpnia 2014

Pokażę Wam prawdziwą... ZEMSTĘ! ;)

Jak widać nie potrafię wypoczywać leżąc i smażąc się w słońcu. Tym razem zawitałam do położonego w pobliżu Krosna zamku Kamieniec w Odrzykoniu, gdzie pewien okres czasu przebywał... hrabia Aleksander Fredro! :) Jeżeli jesteście ciekawi co wynikło z mojego krótkiego pobytu w tym malowniczym miejscu, to zapraszam do oglądania... :)


sobota, 2 sierpnia 2014

RECENZJA: "UGI" (Mirosław Tomaszewski)

TYTUŁ POLSKI: "UGI"
AUTOR: Mirosław Tomaszewski
WYDAWNICTWO: Czarne
ROK WYDANIA: 2006
STRON: 342


WEDŁUG JAROSŁAWA KLEJNOCKIEGO:  Oto zgrabnie opowiedziana historia o domniemanym globalnym spisku wielkich korporacji. A także o utracie ideałów i niezależności przez dziennikarza, który na trop owego spisku wpada. Na dodatek - sporo smaczków: satyra na nowojorskie elity prasowe i polskie społeczeństwo oszalałe na punkcie konsumpcji czy inteligentne aluzje do wielkiej literatury antyutopijnej. Nie jest to mało jak na książkę, która wydaje się thrillerem. A jeśli dodamy jeszcze lekki styl, ironiczną narrację, błyskotliwe poczucie humoru autora - to mamy powieść, która jest czymś więcej niż tylko rozrywką.                                                                                                                                                                                                                                               
O MIROSŁAWIE TOMASZEWSKIM: Gdynianin z urodzenia, z wykształcenia inżynier, pisarz, dramaturg i scenarzysta z wyboru. Ukończył Politechnikę Gdańską. Fan kina i seriali, głównie amerykańskich. Autor m.in. powieści "Pełnomocnik" oraz "Marynarka", dramatów "Stroiciel", "Jak bracia", a także kilkudziesięciu scenariuszy filmowych.

MOJA OPINIA: W ostatnim czasie bardzo wiele osób miało okazję przeczytać najnowszą powieść Mirosława Tomaszewskiego, czyli "Marynarkę", dzięki której autor doprowadził do czegoś absolutnie fantastycznego. Zainteresował tematem wydarzeń grudnia 1970 roku młode pokolenie. Generalizuję? Myślę, że nie, bo dam sobie głowę uciąć za to, że każdy, kto sięgnął po "Marynarkę", zdecydował się przeglądnąć archiwalne zdjęcia czy też filmy z tego okresu. Mirosław Tomaszewski pisarzem "zakopanym" w przeszłości? Nigdy w życiu! Jak można się przekonać przyglądając się jego twórczości, problemy współczesności są mu równie bliskie, a może nawet bliższe. 
    Kilka lat temu, w 2006 roku nakładem wydawnictwa "Czarne" wydana została moim zdaniem ciekawsza od "Marynarki" powieść Tomaszewskiego - "UGI". Nie potrafię zrozumieć dlaczego w środowisku blogerów książkowych zebrała tak wiele jeżeli nie negatywnych, to z pewnością pozbawionych zachwytów opinii. Na mnie zrobiła bardzo pozytywne wrażenie. Nie chodzi mi tylko i wyłącznie o styl, którym posługuje się autor oraz podjęty w powieści temat, ale także, a może raczej przede wszystkim, o jego ujęcie.
    Mirosław Tomaszewski zwraca uwagę czytelników na wszechogarniającą współczesne społeczeństwo komercjalizację. Z opinii zamieszczonych na okładce książki wynika, że "UGI" to thriller. Cóż... Może to właśnie stąd Ci wszyscy zawiedzeni czytelnicy? :) W moim odczuciu powieść Tomaszewskiego z całą pewnością nie jest thrillerem w takim znaczeniu, jakiego przeciętny wyjadacz słowa się spodziewa...  Owszem. Cała historia może i rozpoczyna się dość typowo (Oskar - dziennikarz szukający materiału na kolejny artykuł, trafia na ślad tytułowej, tajemniczej organizacji UGI, która stoi za pewnym spiskiem konsumpcyjnym oraz jest powiązana z... kliniką psychiatryczną w Gdyni, gdzie leczone są osoby "chore" na... reklamowstręt ), jednak zaklasyfikowanie jej do jakiegokolwiek gatunku wcale nie jest takie proste. Podobnie zresztą jak proste nie jest jej "odczytanie". Oskar, czyli główny bohater cały czas wodzi nas za nos. Zupełnie podświadomie obieramy go za swoje guru (?). Jeżeli sprzeciwia się konsumpcyjnemu stylowi życia, trzymamy jego stronę. Jeżeli jednak jego zdanie na ten temat delikatnie się zmienia, my również zaczynamy się wahać... 
W pewnym momencie zauważyłam, że zastanawiam się nad tym, czy cała intryga do rozwiązania której przystępuje dziennikarz jest prawdziwa, czy może raczej stanowi jedynie jego wymysł? Na kartach powieści zostajemy porwani (dosłownie, bo książkę czyta się szybko) zarówno przez realizm, jak i fikcję. Fikcję, która momentami wywoływała na mojej twarzy uśmiech. 
Autor ukazuje współczesny świat w krzywym zwierciadle. Dokonuje daleko idącej hiperbolizacji przywar, przez co "UGI" rzeczywiście może sprawiać pewne kłopoty komuś, kto nastawia się na typową opowieść z dreszczykiem. Jeżeli jednak macie ochotę na lekturę z całą pewnością ciekawej (nie tylko fabularnie) książki - polecam. Warto zwrócić uwagę i dać jej szansę, bo z tego typu obrazem współczesności na kartach książki nie spotykamy się zbyt często.


Za książkę dziękuję pani Zofii, jednak fakt ten nie miał wpływu na moją recenzję.


Blog Mirosława Tomaszewskiego - KLIK :)


Na mapie świata stawiam kolejną czerwoną kropkę :) Jeżeli macie ochotę przyłączyć się do zaproponowanej przeze mnie literackiej podróży "Lato z książką 2014", będzie mi bardzo miło. Więcej o projekcie możecie przeczytać TUTAJ :)